Byłem wraz z moją samicą przy starych Ruinach Azteckich. Siedzieliśmy tam sobie razem, oglądając wszystko po kolei. Od wydrążonych przez mniejsze zwierzęta przesmyki, po same szczyty budowli. Byliśmy na samym szycie. Zaraz jednak zeszliśmy z niego, bo zaniepokoiły nas dziwne, tajemnicze ryki. To nie mógł być żaden wilk, ale to musiało być gdzieś w pobliżu. Czuję jej zapach. Szybko zbiegliśmy na dół, by jak najszybciej stąd uciec. Ryk był coraz głośniejszy. Będąc już na samym dole pod budowlą, zatrzymałem na chwilę Annikę, bo to wyskoczyło prosto przed nas. Miało tysiące zębów, wielkie ostre pazury i był ogromny. Kazałem wilczycy schować się za mną. Przybrałem pozycję do walki. Moje szanse były marne, i żyje się tylko raz, więc muszę spróbować. Bestia chodziła na dwóch łapach, wydała z siebie ryk oznaczający atak i ruszyła w moją stronę. Zrobiłem to samo. Wskoczyłem na jej grzbiet i wgryzłem jej się w kark, krzyknęła i swoimi wielkimi łapami rzuciła mnie z siebie wbijając we mnie pazury. Annika stała i kompletnie nic sobie z powagi sytuacji nie robiła. Miałem teraz mocno poranioną tylną łapę. Uznałem, ze bezpiecznej będzie użyć Enigmo. Potwór zaczął biec w moją stronę, a ja najszybciej jak się dało utworzyłem kule plazmy i strzeliłem nią w stwora. Przewalił się i był kompletnie skołowany. Widział na zielono, podwójnie. To go tylko jeszcze bardziej rozwścieczyło. Biegał wszędzie i machał pazurami. Stałem i przyglądałem się tej bestii. Odwróciłem wzrok od potwora by od razu skończyć związek z Anniką. Stwór nerwowo podbiegł do mnie i (przypadkiem, bo miał problem) i swoim wielkim, twardym łbem z ogromna siłą wypchnął mnie na głaz. Byłem już bezsilny. Powoli wstałem i czekałem na cud. Potwór próbował iść do mnie, ale kolejno wpadał na drzewa i mury. Na niebie pojawił się znajomy mi już cień. To był Kieran. Mój towarzysz gatunku Andiuna. Chwycił łapami bestię i uniósł się wraz z tym czymś. W powietrzu Kieran wbił w niego swoje bardzo ostre zęby i bestia więcej się nie ruszyła. Od razu podszedłem do Anniki. Posłałem jej zawiedzone spojrzenie. Wadera czuła, ze to koniec.
-Coś ci powiem Ann. - zacząłem groźnym tonem – Nigdy nie ma cię, gdy moje życie spada w dół. Wszystko się wali, pali trwają wojny a ty nic sobie z tego nie robisz. Zawsze, gdy cię naprawdę potrzebuję, nie mogę na ciebie liczyć. Mogę liczyć tylko na Kierana. To koniec Ann.
-To ja miałabym walczyć?! – zapytała oburzonym głosem – Ty jesteś chyba nienormalny. Odejdź z tej watahy!
-I tak zamierzałem odejść z tego terenu bezmózgów.
Od tej pory nie chcę mieć więcej dziewczyny. Chociaż może jak jakąś porządną? Nie chyba nie. Kieran błyskawiczne wrócił. Wszedłem na jego grzbiet i odlecieliśmy stąd. Lecieliśmy całymi nocami i dniami. Wreszcie wylądowaliśmy w jakiejś tajemniczej Dżungli. Kieran wyszczerzył śnieżnobiałe kły. Wyczuł kogoś lub coś. Po chwili przed nami stała biała wilczyca, ze znakami pod oczami i piórami w uszach…
Dokończy Shann
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Nie pisz obraźliwych komentarzy, bo dostaniesz upomnienie. Dwa upomnienia i wylatujesz :D A ja po prostu ich nie umieszczę.